czwartek, 5 kwietnia 2018

Jaki aerograf kupić?

Na Bejcy pytanie to pada średnio raz w miesiącu, a bywa że i częściej. Wypadałoby w końcu pochylić się nad tym zagadnieniem i rozpisać kilka opcji. Od razu przyznam się bez bicia, że mój wybór jest subiektywny. W miarę dokładnie opiszę ten sprzęt, który posiadam i z jakiegoś powodu się na niego zdecydowałem. Mniej dokładnie rozpiszę opcje, które często są przywoływane jako polecenia godne.   


Czy to jest dla mnie? 


Tak więc jesteś modelarzem i jesteś na etapie "chciałbym sprawić sobie aerograf, ale się trochę boję". Spędziłeś w internetach długie godziny na szukaniu informacji na ten temat i jesteś głupszy niż przed riserczem. Cóż, byłem tam, pamiętam - współczuję. Pozwól więc, że się podzielę swoją wiedzą i spostrzeżeniami.

Przede wszystkim uświadom sobie, że zabawa w aerografię tania nie jest. Tu masz całkiem przyzwoite FAQ, które uświadomi Ci ile rzeczy wypadałoby dokupić. Przyzwoita wersja budżetowa, to koszt z grubsza ~700 PLN na sam aerograf i kompresor, a tu jeszcze dochodzi chemia i ważne udogodnienia. O samych kompresorach i tych udogodnieniach chciałbym dla porządku rozpisać się w innym artykule, dlatego więc skupimy się teraz na samym mięsku, czyli na aerografach. Wiedz tylko, że jeżeli ktoś Ci wmawia, że możesz spokojnie kupić sobie chinola za pisiont złotych i do tego podpiąć kompresor z biedry za stówę (i rozcieńczać farbę sama wodą), to sprzedaje ci tipsa jak wywalić w błoto sto pięćdziesiąt złotych. Areografia to droga zabawa, przemyśl więc czy naprawdę tego potrzebujesz. A czy potrzebujesz? No pewnie! Jestem uzależniony i bez aerografu czuję się jak bez ręki. Ktoś kiedyś napisał w jakiejś dyskusji, że jest to narzędzie dla cheaterów. I jest w tym stwierdzeniu ziarno prawdy. Jednakże uświadom sobie, że to jest tylko narzędzie. Zupełnie jak pędzel (tylko w opór droższy). I samo kupno sprzętu nie spowoduje, że nagle staniesz się lepszym malarzem, ale w pewnych aspektach pozwoli Ci pójść na skróty.   

Aerograf, podobnie jak pędzel, wymaga pewnej znajomości know how oraz przede wszystkim setek godzin praktyki. Musisz naumieć się dbać o swój sprzęt (mega ważne!), musisz sobie wyrobić muscle memory, musisz nauczyć się precyzji, musisz ogarnąć poprawne rozcieńczanie farby - a tu masz naprawdę dużo zależności, bo musisz brać pod uwagę ciśnienie, rodzaj farby, użyty rozcieńczalnik oraz ewentualne dodatkowe media. Ponadto masz dwie szkoły: Aptekarzy - goście pipetują wszystko po kroplece, dobierają składniki z iście aptekarską precyzją, chętnie używają strzykawek. Oraz fachowców - robią wszystko na oko, leją na oko, przepsikują czy dobre i nawet nie patrzą na manometr, bo są już tak obyci z betoniar... e... ze swoim sprzętem, że wiedzą co chcą osiągnąć i po prostu to robią. To o mnie. Faktem jest, że rozcieńczam na oko i się tego nie wstydzę! Przy okazji - nie pytajcie na grupie o proporcje, bo to pytanie dla mnie nie ma sensu. Jest taka reguła, że akrylowe winyle (citadelki, vallejo, P3 etc) muszą mieć konsystencję chudego mleka - z doświadczenia wiem, że nie zawsze się to sprawdza. O samym malowaniu aerografem też trzeba będzie jakiś wpis popełnić. Tak czy inaczej - temat prosty nie jest. 

Jakie są więc korzyści? Czas. Aerograf oszczędza w cholerę czasu. Jeżeli ogarniasz wspomniane know how, to figurki na poziomie TT trzepiesz w ilościach hurtowych. Malujesz armie? Aerograf jest must have. Ale czujesz się bardziej jako artysta niż wyrobnik? Nie szkodzi, aerograf jest narzędziem, w którym możesz osiągnąć wirtuozerię. Jak wspomniałem wcześniej - skill jest znacznie ważniejszy niż sam sprzęt. Niemniej dobry sprzęt też jest ważny, bo przecież wygoda także jest istotna. Posiadając dobry sprzęt skupiasz się na ciśnięciu skilla. Gdy sprzęt masz taki se, to naprawdę dużo czasu poświęcisz na rozwiązywanie problemów, których byś nie miał, gdybyś zainwestował w coś lepszego. No ale co kto lubi, przejdźmy w końcu do konkretów. 

Budżet, głupcze! 


Obecnie posiadam cztery sprawne aerografy. Tak naprawdę używam dwóch. Jak wspomniałem wcześniej, aerografia to droga zabawa. Musisz się zastanowić nad swoimi możliwościami finansowymi (pamiętaj, że musisz kupić jeszcze kompresor i trochę dynksów) i jeżeli te możliwości są skromne, moja rada zawsze będzie taka sama - odkładaj do skarpety na coś lepszego. Ja sam używam aerografu od końca 2012 roku i to były czasy, gdy sprzęt i osprzęt był u nas raczej w powijakach (mowa o bitewniakowcach, szczerze mówiąc cholera wie co mieli modelarze redukcyjni, nie interesowałem się). Wśród bitewniakowców nie było kultury używania dobrych aerografów (ktoś tam miał jakąś Iwatę, ktoś inny H&S, ktoś ściągnął sobie z USA Badgera, etc. Znakomita większość używała tanich Chińczyków (bo Mortimer polecał!). Niedługo później lepsze aerografy były kupowane coraz chętniej. Zaczęły też klarować się dwie szkoły - 1. Kup Chińczyka, naum się na nim know how (zwłaszcza jak dbać o aerograf), potem przestaw się na coś lepszego. 2. Kup przynajmniej H&S Ultra. Wyrób sobie od razu dobre nawyki, poczuj odrobinę luksusu. Jak wcześniej byłem zwolennikiem pierwszej opcji, tak teraz jestem zagorzałym zwolennikiem opcji drugiej. Tak czy inaczej w 2012 nabyłem sobie:        

Adler AD-7704 (Chińczyki)


Chiński Chińczyk. Tak zwana pseudo Iwata (pIwata), gdyż nasi przyjaciele z ChRL najchętniej kopiowali właśnie japońską myśl technologiczną. Kolejna rzecz do zapamiętania: Kupno Chińczyka jest loterią. Albo traficie na model, który będzie z Wami współpracował i nie będziecie go przeklinać za bardzo, ale traficie na dopust boży (plucie, przytykanie, przycinanie). Ponadto ciężko się go rozbiera, ciężko się go czyści, jakość wykonania nie jest najlepsza, a dysze miały tak gówniany gwint, że się zrywał od krzywego spojrzenia (sam zerwałem ze trzy). Do Chińczyków dodawane są takie zmyślne kluczyki do przykręcania dyszy - wyjebcie je na hasiok. Jeden fałszywy ruch i dysza do wywalenia. Czyszczenie iglicy też było stresujące, łatwo było je uszkodzić. Co prawda koszt części zapasowych jest śmieszny, ale to wcale nie jest taka zaleta. Bo za niską ceną szła gówniana jakość. To są elementy, które i tak po czasie należało wymienić, bo się zużywały. A jak już wymieniłeś, to się mogło okazać, że egzemplarz z jakiegoś powodu felerny i po dwóch użyciach musiałeś wymienić jeszcze raz. Mój Chińczyk takich numerów nie odstawiał, ale swego czasu naczytałem się gorzkich żali.

Co warto wiedzieć? Jak widać na załączonym obrazku ten model nie ma żadnych bajerów w stylu bieda reduktor ciśnienia czy też reduktor skoku iglicy. Celowo takiego szukałem, bo w przypadku Chińczyków są to dodatkowe elementy, które mogą się popsuć. A, taśma teflonowa. Kup taśmę teflonową. Każdego Chińczyka trzeba uszczelnić w strategicznych miejscach taka taśmą, serio! Koszt chińczyków waha się od 50 PLN do ~180 PLN. Ten konkretny kosztował 120 PLN. Służył mi przez pół roku. Gdy zerwałem gwint dyszy trzeci raz, dojrzałem do tego by nabyć coś lepszego. Z perspektywy czasu powiem Wam, że kupiłem najpierw Chińczyka, bo bałem się wydać 300 PLN na H&S Ultra. No bo jak to, wydać 300 PLN na raz na hobby (no i kompresor drugie tyle!)? A jak popsuję? Uśmiecham się właśnie do siebie z politowaniem. Jeżeli na serio nie możesz odłożyć na lepszy sprzęt, kup coś do 100 PLN i módl się, by mieszkające tam Mzimu było obłaskawione. No i kup double action. Niby oczywista oczywistość, ale zapominam, że jesteś początkujący. Zapamiętaj prostą regułę: single action - parapet, double action - figurki. Mechanizm double action po prostu umożliwia dozowanie ilości farby i dobór średnicy plamki. Bez tego nie ma malowania.   

Mówiąc krótko, kup coś w miarę prostego. Ewentualnie zainteresuj się modelem Fine Art 180X. Kosztuje 122 PLN i ma dość niecodzienną cechę wśród Chińczyków. Otóż jest to konstrukcja charakteryzująca się ciekawym rozwiązaniem mocowania układu dyszy, który składa się z trzech elementów. Przede wszystkim dysza została pozbawiona gwintu i nie potrzebuje uszczelek, dzięki czemu jest łatwa w czyszczeniu i montażu. Ponadto osłona dyszy posiada bardzo szeroki kołnierz (farba się na niej nie osiada). Ponoć model jest też bardziej zoptymalizowany konstrukcyjnie, łatwiejszy w czyszczeniu i obsłudze. Zainteresował mnie ten sprzęt, ale jeszcze nie trafiłem na rzetelną recenzję. Może za jakiś czas nabędę do testów, z czystej ciekawości. Nos podpowiada mi, że jest to za tanie, by było naprawdę dobre.    

H&S Ultra (Harder & Steenbeck)




Powszechnie uważa się, że jest to najlepszy aerograf w przedziale cenowym do 300 PLN. Najlepszy i chyba jedyny z "markowych" (Badger Patriot kosztuje ~360 PLN, ale nic o tym aerografie nie umiem powiedzieć, podobnie Iwata NEO CN, którą na eBay można wyrwać za 300 PLN, ale u nas jest droższa). Swego czasu dało się Ultrę wyhaczyć za 270 PLN za nówkę, ale już dawno nie widziałem takiej oferty. Przede wszystkim, gdy bierzesz ten kawałek stali do łapy, to wiesz, że trzymasz w łapie stal, a nie gówno. Spasowanie elementów pozytywnie poraża, a ta dysza! OMG! Nie ma obsranego przez Szatana gwintu! Przesiadka z Adlera na H&S to była rewolucja. To był ten moment, kiedy zacząłem w hobby doceniać markowe rzeczy. Niemniej ten aerograf ma też swoje wady. Otóż pozornie największa zaleta tego modelu, czyli bezgwintowa dysza, jest największą jego wadą. Przewrotne, co? Dysza ta jest bardzo duża i jeżeli źle rozcieńczasz farbę, to osadza się na jej ściankach. Źle doczyścisz na koniec dniówki i robi się problem. Zaczyna się przytykać, pluć i jest niefajnie. W 2013 słuchałem "dobrych rad" i przetykałem to starą iglicą, wykałaczką czy też skrobakiem. Efekt? Rozjebałem dwie dysze. Wtedy dysza 0,2mm do H&S kosztowała 50 PLN, teraz jakieś ~70 PLN. Iglica ciągle na poziomie 50 PLN. Czyli to już trochę poważniejsze pieniądze.Teraz jestem trochę mądrzejszy i staram się czyścić chemicznie, wspomagając się mięciutką końcówką do czyszczenia przestrzeni między zębowych. Nie ma siły, by coś popsuć. No i zmieniłem ostatnio filozofię malowania i zacząłem częściej korzystać z farb, które są wręcz przeznaczone do malowania aerografem (Tamiya, Gunze) i ciężko cokolwiek nimi zatkać. Jeżeli ogarniesz obsługę i twoje modelarskie potrzeby nie są aż tak wygórowane, to prawdopodobnie ten sprzęt będzie Ci służył przez długie lata. Jeżeli więc planujesz zakup pierwszego aerografu, IMO ten model będzie doskonałym wyborem. Nie jest za drogi, a jakość jest dziesięciokrotnie lepsza od dowolnego dostępnego na rynku Chińczyka. Nie ma redukcji ciśnienia i nie ma redukcji skoku iglicy. Ale są to w sumie rzeczy zbędne. Redukcję ma zapewniać kompresor. A redukcja skoku jest ułatwieniem, ale jak już będziesz malował przez jakiś czas, to wyrobisz sobie wspomniane muscle memory i taka redukcja będzie po prostu zbędna. Z ciekawostek - model ten ma wymienne zbiorniki (można sobie dokupić), od 2ml do bodajże 5ml. Nie pamiętam, czy był dedykowany zbiornik 10ml do Ultry. Taki tam bajer. W sumie informacja jest o tyle istotna, że goła Ultra ma dedykowany zbiornik 2ml i IMO jest on trochę mały. Nie bym lał po brzegi, ale i tak czułem dyskomfort, bo maluję dość zamaszyście i bałem się, że porozlewam.      

O samych aerografach H&S można wiele dobrego napisać. Przede wszystkim są u nas bardzo łatwo dostępne, łatwo też o części i akcesoria. Wybór wariantów też jest całkiem spory. Ultrę można kupić w wersji solo lub w wersji 2 in 1, czyli z zestawem dwóch iglic i dysz (0,2mm i 0,4mm). I tu trzeba sobie zadać pytanie. Czy mi to potrzebne? Otóż to jest kwestia wygody. Płaci się co prawda 100 PLN więcej, ale np. dysze 0,4mm są nieocenione przy nakładaniu lakierów i podkładów. Na szczęście nic nie stoi na przeszkodzie, by kupić wersję Solo, a następnie sobie większe dyszę i iglicę dokupić później. Kolejnym modelem w stajni H&S jest Evolution. Klasa wyżej, kupisz go za trochę ponad ~500 PLN w wersji Solo. Konstrukcyjnie różni się od Ultry tym, że ma redukcję skoku iglicy (Ponoć tylko wersja Evolution SILVERLINE), a wymienny zbiornik jest odkręcany na gwint. Ponadto ma czulszy spust i jest solidniejszy. Prawdopodobnie jest to najpopularniejszy aerograf w środowisku i odkąd pamiętam, nie słyszałem o nim złej opinii. Oczywiście można kupić wersję 2 in 1, wersję 2 in 1 z redukcją ciśnienia (znacznie droższa), wersję CR+, która ma uszczelki teflonowe (odporne na rozpuszczalniki) i jest dodatkowo na zewnątrz chromowany (a wewnątrz ma potrójną warstwę miedzi i niklu). Tak więc wersja H&S Evolution CR+ 0,15mm kosztuje ponad ~700 PLN, ale to już jest mały potwór. Kto ma, ten chwali. Ciekawostką jest Evolution Al Plus. Aerograf wykonany z aluminium (jest to wersja dla alergików). Jest leciutki, ze dwa razy lżejszy od standardowego Evolution i ma czadowe design. Jest znacznie droższy od zwykłego Evolution (Ponad 800 PLN), ale ma wszystkie udogodnienia wersji CR+ i jakościowo ponoć jest zbliżony do modelu Infinity. No i na sam koniec H&S wspomniany przed chwilą Infinity CR+. Koszt, w zależności od wersji, waha się od 790 PLN do 1200 PLN (z bajerami). Gołe Infinity CR+ 0,15mm ma tylko regulację skoku iglicy, ale ma też ponoć znacznie czulszy spust od Evolution. I też nigdy nie spotkałem się ze złą opinia na temat tego sprzętu. Szczerze mówiąc nie wiem, czy jest to dobry wybór na pierwszy aerograf. Dysza 0,15mm początkującemu daje więcej ograniczeń niż możliwości, ale jeżeli palisz pieniędzmi w piecu - to czemu nie? Początkującemu polecałbym Ultrę, góra standardowy Evolution (choć osobiście wolę w tej cenie aerograf Mr.Hobby, o czym napiszę później). Cena nie zabija, a jakość jest bardzo dobra. Są łatwe w czyszczeniu i łatwe w składaniu. Na lepszy sprzęt przyjdzie czas.                                             

Iwata HP-C Plus 0,2mm (Iwata)

           
Jakoś w roku 2014 nabyłem aerograf Anest Iwata HP-C Plus 0,2mm. Zostałem namówiony, by wydać te 800 PLN i to było WOW. Po prostu WOW. Szczękę zbierałem przez kilka dni. Malutka dysza z pancernym gwintem, pancerna iglica którą udało mi się kiedyś wyklepać (i śmiga jak nowa do dziś!). Aerograf ten jest niezniszczalny i debiloodporny. Stworzony dla mnie. Koszt tego cacka zmusił mnie, bym nauczył się dbać o aerograf. Z wydaną kasą przyszedł szacunek do sprzętu. Niesamowita jakość wykonania, świetnie wyważony, leży w ręku jak marzenie i sam maluje! Ten konkretny model polecam każdemu, kto chciałby nabyć coś "oczko wyżej", ale z pewnym zastrzeżeniem. W Polsce te aerografy obecnie są cholernie drogie (1000-1200 PLN), a ceny części zamiennych wzięte są chyba z kosmosu. Ceny tak poszły w górę, że głowa boli. Sama dysza kosztuje ~240 PLN! Jedynym rozsądnym rozwiązaniem jest wycieczka na eBay i sprowadzenie z zagranicy. Ceny od 600 do 800 PLN plus koszty przesyłki, podobnie z częściami zapasowymi. Dowcip z tymi częściami polega jednak na tym, że jeżeli dbacie o sprzęt, to są one nieśmiertelne. Czwarty rok cisnę na jednym zestawie dysza + iglica (a iglica po przejściach) i wszystko śmiga jak nowe. Kocham ten sprzęt. Model jest prosty jak konstrukcja cepa. Z bajerów ma tylko regulację skoku iglicy. No i stały zbiornik 10ml. 

Iwata ma w swojej ofercie kilka serii. Z tych mniej kosztownych, to wspomniane wcześniej NEO CN (eBay 300 PLN, u nas 400 PLN) czy też Revolution (500-1000 PLN). Niestety nic nie jestem w stanie o nich powiedzieć. Znam mało rodzimych użytkowników Iwaty, ale jeszcze żaden się nie skarżył.                                 

Mr. Hobby PS-266 Mr. Procon Boy LWA 0,5mm (Gunze)


W połowie ubiegłego roku stwierdziłem, że potrzebuje solidnego aerografu do nakładania podkładu i lakieru, no bo kto bogatemu zabroni? Mój wybór padł na PS-266 0,5mm. Armata. Regulowany skok iglicy, stały zbiornik 15 ml. Jest prosty, pancerny, debiloodporny. Moja pierwsza myśl - wygląda jak Iwata. Rzut okiem - zbudowany jest jak Iwata. Dysze są w zasadzie identyczne. Szybki research - nic dziwnego, aerografy te schodzą z jednej linii produkcyjnej. Tak więc za ~500 PLN mam naprawdę dobry aerograf, z łatwo dostępnymi częściami zamiennymi (znacznie tańszymi niż z Iwaty). I szczerze mówiąc, nie powiedziałbym, by jakość PS-266 była gorsza od Iwaty. Aerograf jest tak samo dobry. Tak bardzo lubię ten sprzęt, że cisnę nim nawet highlighty, a po HP-C sięgam tylko, gdy potrzebuje misternej roboty. Jeżeli jednak chcielibyście coś bardziej precyzyjnego, to o kilka złotych taniej da się kupić PS-267 0,2mm. Podobnie jak Błażej (autor linkowanego bloga), gdybym miał do wyboru PS-266/267 a H&S Evolution, to brałbym Japończyka. Tak więc w kategorii aerografy w okolicach 500 PLN polecam Mr.Hobby.

Świat się nie kończy na powyższych...    


W Polsce da się dostać jeszcze aerografy firmy Badger, Tamiya (podejrzewam, że podobna historia jak z Mr.Hobby) czy też Paasche. Problem polega na tym, że ciężko mi cokolwiek o nich napisać. Nie znam żadnych użytkowników powyższego sprzętu. Choć jeżeli trafiłem na jakieś recenzje, to były one pozytywne. Warto wiedzieć, że Badger i Paashe to aerografy amerykańskie i średnice dysz wydają się egzotyczne. Po prostu są dostosowane do jednostek imperialnych. Obecnie są też łatwiej u nas dostępne, ale rynek został zdominowany przez H&S więc ciężko o wiarygodnego użytkownika jankeskiej myśli technologicznej. Może sam z ciekawości kiedyś coś kupię. A jak kupię, to na bank zrecenzuje.

Podsumowując: 


Tak więc jesteś modelarzem i jesteś na etapie "chciałbym sprawić sobie aerograf, ale się trochę boję". Kup H&S Ultra. Dziękuję.

Spójrz też:


  1. Fine Art 180X
  2. Badger R1V Renegade - Velocity

Pozdrawiam,
Rebe Spell
  

10 komentarzy:

  1. Przekonałem się ostatnio do przesiadki i właśnie szukam czegoś na wypas, chyba stanie na tym H&SS C Al(0,15 czy 0,2?), bo jak malować to elegancko niech będzie :D Choć kusi przyjanuszyć i tego FineArta 180 wcześniej wziąć na test, ale zgnije z nim na rok pewnie jak się dobry trafi ;)
    Droga była dość kręta od tej pompki z aero ze znanego serwisu aukcyjnego za szałowe 150 i też klepałem na nim dyszę właśnie. Później AS-186 z pIwatą albo coś, ale z regulacją skoku i ciśnienia co jest o tyle dobre, że byłem pewien prawie, że zawór na kompresorze coś nie bangla, ale spoko coś tam było ustawione - od serca na 65/70 psi - no i szło całkiem na tych kręciołkach :D Ale ostatnio stwierdziłem, że gwarancja jest wciąż i sprawdzam jeszcze raz, ustawiłem tak 40 no i paczam i paczam i wstaje juz, a ten ruszył, no mam progres wuj :D Łatwiej z zaworem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aha no i dobrze, że piszesz fajny artykuł i miło sie Ciebie czyta :D

      Usuń
    2. Polecam się na przyszłość. A z ciekawości, czemu H&S Amelinowy? :P

      Usuń
  2. Bardzo fajny wpis, ale żeby w pełni trafiał do nowych (jak ja) adeptów sztuki sprayowania brakuje moim zdaniem wzmianki o kompresorach. Mam wrażenie że to pytanie zadają głównie ludzie nie mający żadnego doświadczenia w temacie, a wygląda na to że kompresor pożyje dłużej niż aero, stąd jest to z reguły decyzja na dłużej.
    Podsumowując, chyba kupię jednak Ultre ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cytat z artykułu: "O samych kompresorach i tych udogodnieniach chciałbym dla porządku rozpisać się w innym artykule..." :)

      Usuń
  3. Fajne uzupełnienie mojego FAQ :)
    Dobra robotę tu panowie robicie na tym blogu :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ciekawe porady. Tymczasem aerograf na co dzień wykorzystują w swojej pracy pracownicy firmy http://starswalls.pl/, która specjalizuje się w dekoracyjnym malowaniu ścian. To bardzo przydatne narzędzie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wszystkie wskazówki i informacje jak najbardziej przydatne. Uwielbiam Kompresory za to, że są tak wszechstronnym sprzętem.

    OdpowiedzUsuń