Zabrałem się za swoje pędzle. Postanowiłem je elegancko umyć, odżywić i te, które już dawno spisałem na straty, spróbować odratować. Znalazłem w internecie dziesiątki, jeśli nie setki porad w tym temacie. Jedne bardziej absurdalne od drugich. Postanowiłem sprawdzić i porównać między sobą dwie metody.
Wybrałem dwa pędzelki z jednej serii, o podobnym stopniu zabrudzeń nagromadzonych przy skuwce. Oba pędzle od dawna niszczeją w kubku więc, w wypadku wtopy, nie będzie mi ich szkoda. Używałem je sporadycznie, do takich czynności jak wydłubywanie farby ze słoiczka, nakładanie miejscowo lakieru, pewnie zdarzyło się im zakosztować też wikolu, water effectów i innej dziwnej chemii.
Jako metodę z wyboru, mającą reanimować tych biedaków, wybrałem specyfik zwany “Odourless” (zgadza się nie ma innej nazwy) firmy Beckers. Ma to być jakoby organiczny, bezwonny zamiennik white spirit, do rozcieńczania farb olejnych. Pomysł, aby tym czyścić pędzle (głównie) do farb akrylowych i olejnych, znalazłem na paru stronach dla artystów.
Bez większego pomyślunku zamoczyłem pędzel, aż do skuwki, na pięć minut w tym (przypomnę) bezwonnym, bezbarwnym płynie. I tutaj miejsce na samopotępienie. Nie ubrałem ani rękawiczek, ani maski. To był błąd. Po całej operacji, moczenia i mycia, czyli pewnie około 10 minutach, czułem się naprawdę źle. Zwracam na to uwagę, bo nie jestem specjalnie wrażliwy, maski używam rzadko (nie naśladujcie mnie!), a rękawiczki raczej w celu uniknięcia szorowania dłoni po sprejowaniu czy aero. Ta chemia jest poważnie paskudna.
Po moczeniu 5 minut pędzel wytarłem o papierowy ręcznik, a następnie umyłem pod ciepłą wodą z mydłem. Efekt. Niewielki lub wręcz żaden. Chyba to mycie pod wodą dało więcej niż rozpuszczalnik, na ręczniku nie zostały najmniejsze ślady farby zaraz po wyjęciu z namaczania.
Drugi pędzel postanowiłem potraktować alkoholem izopropylowym. Sprawdza się doskonale przy myciu aerografu z farby, lakierów i podkładów więc jest dość sensownym wyborem. Podobnie jak w wypadku “Odourless”, zawiesiłem pędzel na statywie i zamoczyłem aż po skuwkę na 5 minut.
Po wyciągnięciu wytarłem o papierowy ręcznik. Od razu było widać różnicę w porównaniu do pierwszej metody gdyż na ręczniku zostały kolorowe ślady starej farby. Szybko pod kran, ciepła woda i mydło. Efekty? Widać. Pędzel odzyskał trochę dawnego koloru, część zabrudzeń usunięta. To nie jest jeszcze stan “jak nowy”, ale to dobra droga, a wyjściowo pędzel był w naprawdę złym stanie.
Podsumowując. Odourless nie sprawdził się. Może, gdyby w specyfiku moczyć pędzle dłużej, dałby większe efekty. Najpewniej jednak, przy okazji, wytrułby wszystkich domowników i psa sąsiada, więc w praktyce ta chemia ma średnie zastosowanie. Polecam za to izopropanol, przynajmniej do syntetyków (pędzle z włosia naturalnego nie są niestety znane ze swej odporności na agresywną chemię). Nie jest to oczywiście w 100% bezpieczny związek, ale na pewno dzięki właściwościom, czas ekspozycji i szkodliwość są mniejsze. O tym, jak dbać o pędzle, zanim doprowadzisz je do takiego stanu, oraz innych metodach czyszczenia, napiszemy w innym artykule.
Miłego malowania!
Tomasz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz